• O szkole

          •          Kazimierz Mróz (18.01.1891-16.01.1987)   

                                               Ze wsią rodzinną żyj i daj jej co najlepsze z duszy swojej.                                         
            Wróć braciom, coś wiedzę zdobył.
            Nie przecinaj korzeni łączących Cię z rodzinną ziemią
            choćbyś na krańcach świata się znalazł.
            To tak jakbyś przeciął żyły żywota.
            Wiedz, że wydźwigniesz piersią ziemię swoją.
                                          Swój kąt ojczysty albo go hańbisz, poniżasz
                                          Pierś twoja niech będzie przeto napięta na najwyższy ton.

            Był to wiersz Władysława Orkana. Treść jego bardzo pasuje do człowieka, który całe swe życie poświęcił dla ludzi. Mowa o panu Kazimierzu Mrozie, którego imię otrzymała nasza szkoła. Bezgranicznie kochał to wszystko, co go otaczało i co było jego udziałem. Setki kilometrów przebytych pieszo, tysiące wykonanych zdjęć, wiele zapisanych kartek tworzących całość i będących dokumentami o tej ziemi - oto testament życia Kazimierza Mroza.

            Poprzez swoją działalność społeczną i oświatową pragnął wznieść na wyżyny polską wieś, umęczoną i zacofaną.

            Jastrzębia w powiecie radomskim to rodzinna wieś Kazimierza Mroza.

            Urodził się w styczniu 1891r w rodzinie chłopskiej. Był synem Piotra i Ewy z domu Ptaszyńskiej. Naukę rozpoczął w szkole ludowej w 1899r. Już jako dziecko odznaczał się wrażliwością i żywością umysłu. W wieku 11 lat zaczął pisać wiersze, wyrażające tęsknotę, a jednocześnie podziw nad tym co piękne. Jako chłopiec kochał nie tylko wieś, ale i przyrodę. Trafił do szkoły w Pszczelinie. Tutaj zrodziła się myśl o zawodzie nauczycielskim, o uczeniu dzieci chłopskich, o odnowie, zacofanej, biednej wsi - o jej awansie.

            Po ukończeniu szkoły rolniczej i Seminarium Nauczycielskim wrócił jako nauczyciel do Cecylówki, a potem do Wólki Brzóskiej. Po odbyciu służby wojskowej udał się do Łodzi, gdzie uczęszczał do Instytutu Nauczycielskiego, a następnie przez 3 lata do Wyższej Szkoły Nauk Społeczno-Ekonomicznych. Tam też poznał Kazimierz Mróz - Marię Kinast, przyszłą towarzyszkę życia.

            Po ukończeniu studium otrzymał posadę w Kozienicach i rozpoczął pracę nauczycielską w szkole powszechnej, gdzie także tworzył. Powstało wtedy wiele ciekawych prac o regionie kozienickim np. "Puszcza Kozienicka" - monografia historyczno - przyrodnicza.

            W monografii wsi Jastrzębia, Kazimierz Mróz przedstawił wszystkie dziedziny życia w aspekcie historycznym, geograficznym, ekonomicznym i socjologicznym. Był zaangażowany w pracę społeczną, szczególnie bliska mu była sprawa poprawy bardzo trudnego życia ludności wiejskiej. Toteż w 1936r wspólnie z rolnikami zorganizował kółko Rolnicze w Jastrzębi, a za własne pieniądze kupił maszynę do wyrobu pustaków i dachówek. W okresie okupacji był I przewodniczącym Rady Nadzorczej Spółdzielców "Pomoc" w Jastrzębi, był człowiekiem Ruchu Oporu Chłopskiego.

            Gdy zamieszkał w rodzinnej wsi uczył dzieci, swoich ziomków, był kierownikiem szkoły w Jastrzębi. Troszczył się o wyższy poziom nauczania, o prawidłowe wychowanie młodzieży na dobrych Obywateli. Pełniąc funkcję przewodniczącego Gminnej Rady Narodowej w Kozłowie wiele uwagi poświęcał Organizacji szkolnictwa na terenie gminy. W 1952r przeniesiono Kazimierza Mroza w stan spoczynku bez jego woli - nie chciał ulec ideologicznym wpływom. Jako emeryt nie zerwał ze szkołą, ciągle troszczył się o jej rozbudowę, o warunki bytowe nauczycieli. Z jego inicjatywy powstał także pomnik przed budynkiem szkoły, upamiętniający 100-lecie jej istnienia.

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

            Podsumowując pracę nauczycielską Kazimierza Mroza można ocenić, że był pedagogiem z powołania zawód swój traktował jako pewnego rodzaju misję społeczną. Umiejętnie łączył pracę w szkole z działalnością naukową, zgłębiając wiedzę o regionie, zabytkach przyrody, pamiątkach historycznych. Pokochał tę najbliższą sobie Ojczyznę, poznawał ją kilometr po kilometrze, z tych pieszych "pielgrzymek" powstały świadectwa o ziemi i jej mieszkańcach np. artykuł "Z biegiem Radomki"- monografia filozoficzno - historyczna rzeki wraz z dopływami.

            Z drwiną i ironią wyśmiewał czasami opieszałość władz w załatwianiu spraw życia codziennego. Przykładem jest krytyka niepoprawionej drogi na odcinku Bąki-Lesiów. Kiedy mówił o samorządach - organizacjach wiejskich - zawsze miały one znaczenie tylko o tyle, o ile dźwigały chłopa na wyższy poziom kultury duchowej, czyniły zeń obywatela zdolnego brać w swe ręce decyzję i odpowiedzialność za to, co dzieje się w jego wsi, gminie, państwie.

            Duże zainteresowanie wśród historyków rejonu radomskiego wzbudziła praca pt. "Walka o szkołę polską w Radomskim w 1905r". Opisał w niej Kazimierz Mróz walkę młodzieży z zaborczymi planami unicestwienia narodu.

            Kazimierz Mróz znany był powszechnie jako kolekcjoner ciekawych i rzadko spotykanych książek. Dla ludzi młodych był synonimem pracy i wzorem życia.

            W uznaniu zasług otrzymał wiele nagród, odznaczeń i wyróżnień, ale obok tego miał Kazimierz Mróz najbardziej przez siebie cenioną przyjaźń ludzką i poważanie wśród tych, którzy w wiejskim domku w Jastrzębi znajdowali prawdziwą skarbnicę wiedzy o regionie.

            Był człowiekiem dwóch wieków i świadkiem wielu wydarzeń historycznych. Pamiętał czasy uciemiężenia, walki o wolność Ojczyzny, cieszył się razem z innymi z narodzin niepodległej Polski.

            Był wielkim społecznikiem, ofiarnym wychowawcą, człowiekiem skromnym i życzliwym ludziom. Nie był czasem rozumiany wśród swoich, często nazywany "dziwakiem" bo jak wiemy "nie łatwo być prorokiem we własnym kraju".

            Swoim stylem życia starał się udowodnić, że tylko praca nad sobą może w rezultacie doprowadzić do sukcesu.

            W swoich krytycznych uwagach nie miał względu na osoby, jeśli dostrzegał zło, napiętnował go z całą siłą, niezależnie od tego, czy dotyczyło to wysokiego urzędnika, czy nieświadomego swych czynów wyrostka. Pisarz Naszej Najbliższej Ojczyzny wzniósł na wyżyny imię swojej rodzinnej wsi, którą kochał i pozostał wierny do końca.

            Praca dla ludzi była nie mniej ważna niż działalność publicystyczna. Starał się być blisko tam, gdzie widział zaangażowanie i inicjatywę ze strony chłopów. Pomagał społeczności swą wiedzą i doświadczeniem.

            artykuł z Zielonego Sztandaru - 1952r.
            Droga od gromady Bąki do Lesiowa istnieje, jak głosi legenda - od czasów króla Ćwieczka. Dokładnie odkąd, nikt nie wie, a wiedzą wszyscy, iż jest na tej drodze od wielu lat, taki kawałek, na którym pies najzręczniejszy okulawieje, gdy mu wypadnie tamtędy przebiec.

            Żeby to tylko o psy chodziło! Większe czworonogi, jak na przykład szkapy, łamią zęby, a już o ludziach czyli istotach dwunożnych, to aż żal pisać. Co roku - jak powiadają znawcy - tyle wozów się przewraca, ile tylko tędy przejeżdża wiosną i jesienią. A przejeżdża nie mało bo jest to główna droga. Młodzież szkolna, robotnicy radomscy, chłopi, wszyscy chóralnie złorzeczą i klną, a Prezydent GRN w Lesiowie z milczącym od lat umiarem zachowuje ów półkilometrowy odcinek wilczych dołów w stanie zabytkowo muzealnym.

            Szepczą złośliwcy, że Prezydent ma w tym dwojaki cel:

            1. sportowy - dużo młodzieży tędy przechodzi. Zaprawa w rodzaju biegów z przeszkodami, skoków oraz przeróżnych dyscyplin pływackich jak poniekąd wskazana,
            2. i drugi cel - kulturalno - propagandowo - historyczny. Chłopi w setkach gromadach, budują i naprawiają drogi. Wkrótce nikt w Polsce wiedzieć nie będzie, jakie to dawniej były drogi, więc społeczność bąkowska zatraci tzw. skalę porównawczą. Dlatego - wiecie zabytek w Bąkach, obrazować będzie historyczne “wczoraj” i “dziś”. Prezydium w Lesiowie o tym nie myśli. Ani o tym nie myśli, ani o kawałku drogi bąkowskiej. A to dlatego, pewnie, że urzędnicy gdzieś, aż w Lesiowie, odległym od ćwieczkowego zabytku bąkowian o..... półtora kilometra drogi - tej “z kawałkiem”.

            tyle artykuł....